Tłumaczenie z angielskiego: Agnieszka B. Ciepłowska
Liczba stron: 354
"Paul West, typowy Brytyjczyk – Hugh Grant połączony z Davidem Beckhamem –
przyjeżdża do Paryża, by pomóc w otwarciu sieci angielskich
herbaciarni. Spędza tam dziewięć miesięcy, podczas których na własnej
skórze odczuwa wady i zalety bycia cudzoziemcem we Francji – kraju,
gdzie rok zaczyna się we wrześniu, najczęściej uprawianą dziedziną
sportu są strajki, a z powodu psich odchodów zostawianych na ulicach do
szpitala trafia ponad sześciuset paryżan rocznie. Współpracownicy
usiłują oczernić go w oczach szefa. Sam szef, początkowo sprawiający
sympatyczne wrażenie, również ma na sumieniu kilka niecnych postępków.
Bohaterami pozytywnymi są w zasadzie tylko kobiety...
Merde! Rok w
Paryżu to nie tylko wciągająca i niezwykle zabawna powieść przygodowa.
Książka jest również doskonałym przewodnikiem, radzącym, jak skutecznie
składać zamówienia w kawiarni, jak przyrządzić sos vinaigrette, żeby się
nie zwarzył, jak kochać francuskie kobiety i wreszcie dlaczego na pewno
nie należy kupować domku na wsi.
Pierwsze wydanie książki autor
opublikował własnym sumptem w liczbie zaledwie 200 egzemplarzy. Powieść
stała się jednak szybko bestsellerem. Prawa do jej przekładu kupiły
wydawnictwa z kilkunastu krajów, w przygotowaniu jest również adaptacja
filmowa. W 2005 roku ukazał się kolejny tom przygód Paula Westa."
Spotkałam się ze skrajnie różnymi opiniami na temat tej książki, od zachwytów po ciętą krytykę, a że sama darzę Francję sympatią, postanowiłam sama się przekonać. No i okazało się, że wylądowałam prawie pośrodku, bo książka szczególnie mnie nie zachwyciła, ale nie była też najgorsza ze wszystkich, jakie czytałam. Dała się przeczytać, a nawet ze dwa razy się przy niej zaśmiałam. Stephen Clark nieźle szydzi z Francuzów, a przy tym wytyka wady samych Brytyjczyków. Nie można mu zarzucić przy tym braku wyczucia, moim zdaniem autor nie przekroczył cienkiej granicy, za którą jest już tylko wulgarność, jak zarzucają mu inni czytelnicy. Może i ten specyficzny humor balansuje na granicy dobrego smaku i wulgarności, ale jej nie przekracza, a to jest różnica. Książka z cyklu "lekka, łatwa i przyjemna". Czy dla wszystkich przyjemna, to już każdy musi sprawdzić sam.
Moja ocena: +3/6
Mi też nie do końca przypadła do gustu ta ksiazka. Niby śmieszna, ciekawa, ale momentami autor zniża się do b. niskiego poziomu.
OdpowiedzUsuńChyba nie zajrzę do niej, jakoś nie zaciekawiła mnie.
OdpowiedzUsuńGdzieś ją widziałam, ale nie interesowałam się bliżej. Myślę,że tym razem spróbuje sobie trochę poczytać.
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam na: http://recenzentka-fawelotte.blogspot.com/
Miałam zamiar ją przeczytać, nawet wypożyczyłam, ale jakoś chęć odeszła.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
prywatna-poczytajka.blogspot.com
Chętnie bym ją porwała w moje szpony. Ciekawie się zapowiada i wydaje się nie banalna.
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie. ;) www.aleksandra-kropka.blogspot.com